Aktualności | Ginące zawody: zegarmistrz z powołania

Zegarmistrz w zakładzie stojący na tle zegarów

fot. M. Foltyn/UM Gliwice

Ginące zawody: zegarmistrz z powołania

Опубликовано: 07.08.2025 / Раздел: Miasto  Życie i styl 

Ulica Piwna, godzina 15.00. Spory szum uliczny – kiedyś, pół wieku temu, było tu znacznie spokojniej. Był większy ruch pieszych, niż samochodów. Działała Huta 1 Maja. Piotr Kołeczko doskonale pamięta tamte czasy. P pracy ludzie z huty formowali ogonek kolejki w jego małym zakładzie zegarmistrzowskim pod numerem 13. Robiło się tłoczno. W Gliwicach działało wówczas 17 zegarmistrzów. Zostało pięciu. 

Piotr Kołeczko już jako dziecko miał swój zestaw małego inżyniera, lubił zajęcia wymagające skupienia, różne konstrukcje i mechanizmy, ciekawiło go, jak coś działa i dlaczego. W wieku 4 lat, podczas najzwyczajniejszych dziecięcych podskoków, ześliznął się z krawężnika. Doszło do wypadku – potrąciła go ciężarówka. Stracił nogę i jego daleka wtedy przyszłość zawodowa, chcąc nie chcąc, została ograniczona. 

Gdy nastoletni Piotr skończył szkołę podstawową, pracownicy oświaty zasugerowali mu praktykę w fabryce szczotek w Poznaniu lub kształcenie na laboranta we Wrocławiu. Pan Piotr wiedział, że zawód będzie musiał mieć siedzący, ale bardziej niż do laboratorium i szczotek ciągnęło go do mechanizmów zegarów, wskazówek, tarcz i szkiełek, co doskonale rozumieli jego rodzice. Klamka zapadła. W 1965 r. rozpoczął naukę zawodu zegarmistrza w Chorzowie, później przeniósł się do Gliwic pod skrzydła Spółdzielni Inwalidzkiej. Praktykę zdobywał w zakładzie zegarmistrzowskim przy ul. Mikołowskiej. Z dyplomem czeladniczym ukończył naukę, kursy specjalistyczne i zawodowe pełne historii zegarów, technologii zegarmistrzowskiej i materiałoznawstwa. 

Później trafił do Miejskiego Handlu Detalicznego i w sklepie „Bawełna” przy ul. Zwycięstwa prowadził punkt naprawy zegarków. Zakład przy ul. Piwnej otworzył w marcu 1971 r. Trzy lata później, po zdaniu egzaminów w Izbie Rzemieślniczej w Katowicach, otrzymał tytuł Mistrza Zegarmistrzostwa i zaczął kształcić uczniów. Fachu wyuczył ośmiu, którzy przystąpili do egzaminu, w tym jedną dziewczynę. 

Zegarmistrz musi mieć pewną rękę, dobre oko, opanowanie. To żmudna praca, dłubanina, rozbieranie mechanizmu na części, precyzyjne czyszczenie, naprawy z mikroskopijnymi elementami. Trzeba umieć się skupić, trzeba to lubić. Przez lata przywykłem do pracy w samotności, w której w ciągu dnia słyszę głównie tykanie zegara – mówi Piotr Kołeczko. 

Swój zakład przy ul. Piwnej pan Piotr prowadzi od 55 lat. Warsztat, poza żoną, dziećmi i wnukami, to całe jego życie. Wie chyba wszystko o tym, jak naprawiać zegary. Za aktywny udział w programach Izby Rzemieślniczej, kształcenie uczniów i długi staż pracy został wyróżniony złotym medalem im. Jana Kilińskiego nadanym przez Związek Rzemiosła Polskiego. 

Jak warsztat w zegary obrastał 

Warsztat pana Piotra jest niewielki. Początkowo wydawał się całkiem spory, ale przez lata obrastał w kolejne pensety, śrubokręty, kamienie szlifierskie, polerskie czy gładzikowe oraz maszyny: tokarkę, szlifierkę, czyszczarkę, czopiarkę do dorabiania czopów w osiach... i zegary nie do naprawy. Piękne, do kolekcji. Zostały, zdobią przestrzeń. I tykają. 

Są też takie, które leżą od dawna, naprawione, czekają na odbiór, ale właściciele są za granicą. Kiedyś mieszkali w Gliwicach i są przyzwyczajeni do usług w warsztacie pana Piotra. Do Polski przyjeżdżają w odwiedziny, na święta, przywożą zegarki na Wielkanoc, a odbierają na Boże Narodzenie. Lub odwrotnie. Niestety pracy jest coraz mniej, bo dominuje elektronika i tanie chińskie wyroby, także w zegarmistrzostwie. Na szczęście są klienci z sentymentem – przynoszą antyki, zegarek po dziadku, albo przychodzą ze swoimi dziećmi, jak kiedyś przychodzili ze swoimi ojcami i dziadkami. Najczęściej przynoszą się produkcje rosyjskie, ale zdarzają się też szwajcarskie, jak Delbana, Atlantic, Doxy, Omega, Zenit. Są też najbardziej cenione na świecie perełki – Patek-Philippe czy Rolex.

Liczy się czas

Pan Piotr naprawia z pasją. Bywa, że siedzi w warsztacie nawet do godziny 21.00, pochyla się nad każdą kasetą, każdym szkiełkiem, wskazówką. Naprawić potrafi każdy mechanizm: zegary ścienne, stojące, kominkowe. Stuletni antyk to 20 godzin pracy. Trzeba rozłożyć na części, wymienić, wyczyścić, wypolerować osie, sprawdzić centryczność kółek i złożyć te setki elementów. Na warsztacie ma teraz 11 ściennych i 20 ręcznych zegarków. Klientów przyjmuje we wtorki i piątki, w godzinach od 12.00 do 17.00. Wtedy w pełni poświęca im swoją uwagę. W pozostałe dni w warsztacie trwają naprawy. Jeżeli wymaga tego sytuacja, to nawet w weekendy pan Piotr zabiera pracę do domu, poświęca zegarkom dodatkową uwagę i czas. Bo czas się liczy. I szybko płynie. (mf)

 

Zegarmistrz na tle zakładu przy ulicy Zegarmistrz z lupa podczas pracy przy zegarku Zegar od tyłu z mechanizmem Zegarmistrz przy pracy na tle zegarów