Aktualności | Ludzie z pasją. Pan Witold i Mewa 

Pan Witold w bluzie w paski, pochylony nad stołem na którym składa szybowiec

Pan Witold podczas budowy Mewy. Praca wymaga uwagi i skupienia. Mewa to pierwszy polski szybowiec w pełni wyczynowy – dwumiejscowy. Powstał na przełomie 1935/1936 r. Pierwszy start miał w 1936 r. Przed wojną powstało tylko 5 egzemplarzy. Wszystkie zostały zniszczone podczas II wojny światowej. Długość szybowca: 7,3 m, wysokość 1,95 m, rozpiętość: 17 m. Fot. M.Foltyn/UM Gliwice

Ludzie z pasją. Pan Witold i Mewa 

Veröffentlicht: 08.05.2025 / Abschnitt: Dzieje się  Miasto 

Witold Nowak. Człowiek wielu lotniczych talentów i pasji. Mechanik lotniczy z uprawnieniami, pilot i instruktor szybowcowy Aeroklubu Gliwickiego, członek Klubu Zabytkowych Szybowców, pomysłodawca i opiekun wystawy zabytkowych szybowców w unikatowym w skali kraju Gliwickim Centrum Edukacji Lotniczej. Właśnie buduje Mewę – swój trzeci szybowiec. 

Mewa składa się z 8000 drewnianych elementów. Żeberka trzeba wykonać z sosnowego drewna. Jest ich sporo – każde żebro skrzydła składa się z 50 elementów. Takich żeberek potrzebnych jest sto, pan Witold ma obecnie 14. Ważny jest dobór odpowiedniego drewna, które pozyskuje się z drzewa, gdy osiągnie wiek. Trzeba je pociąć na listewki. Te o grubości 4 cm muszą leżakować 4 lata na wolnym powietrzu, ale pod zadaszeniem. Na listewki bierze się tylko białą część deski, ciemna się nie nadaje. Pozostałe elementy konstrukcji robione są z drewna brzozowego. Mewa waży 190 kg. Budowa trwa około 8000 godzin. 

Marzenia o lataniu 

Witold Nowak odkąd pamięta marzył o lataniu. Ciągnęło go w górę. Już jako kilkulatek na stole kuchennym konstruował własne modele samolotów.

Z gliwickim Aeroklubem związał się, gdy skończył 17 lat, czyli ponad pół wieku temu. To sporo czasu. Ale też wiele się nauczył. Gdy zaczynał swoją przygodę z Aeroklubem, panował tam styl paramilitarny, chodziło się w mundurkach. O godz. 6.00 zaczynały się loty na Czaplach za wyciągarką (już nie ma tych szybowców). Przerwa na obiad i znów latanie. – To się chłonie, człowiek przesiąka niebem – mówi pan Witold.

Po kursie szybowcowym zdobył umiejętności latania samolotami, przeszedł kursy, szkolenia, w końcu uzyskał licencję szybowcową oraz srebrną i złotą odznakę za przelot 300 km na wysokości powyżej 3 km i utrzymanie czasu 5 godzin w jednym locie. Długo jak na jeden lot szybowcem, ale rekord życiowy pana Witolda to ponad 8 godzin. – Dużo i mało. Przed wojną latano nawet po 20-30 godzin – przypomina. 

Bez planu nie byłoby Mewy 

Pan Witold szybowce poddaje renowacji, ale też buduje od zera. W takim przypadku zaczyna od pieczołowitej analizy dokumentacji, późnej przygotowuje szablony dla każdego elementu i wycina. Pierwsze odbudowane przez niego szybowce to była Salamandra (10 lat pracy, plus trzy na doprowadzenie do oblotu), a później ABC – na razie niedokończony (czeka na swój czas w muzeum szybowców). Za Mewę zabrał się w październiku 2023 r. Nie licząc robocizny, koszt budowy to około 30 000 zł. Po zakończeniu prac – za około dwa lata – Mewa będzie latała dla Aeroklubu. Ale do tego potrzeba jeszcze trochę pracy. Do zrobienia został kadłub i 17-metrowe skrzydła, które zostaną pokryte sklejką i płótnem.

Z Mewą nie było łatwo, bo podczas II wojny światowej zaginęła dokumentacja. Odnaleziono ją w Jugosławii – mówi pan Witold. Szybowiec buduje według konstrukcji inżyniera Antoniego Kocjana, który został zastrzelony przez Niemców w ostatnich dniach wojny. Kilka z jego konstrukcji ponoć przewyższało inne o 20 lat. 

Bez dokumentacji ani rusz, bo skąd na przykład wiadomo, że każda wręga (element konstrukcyjny ograniczający przestrzeń hermetyczną) ma składać się z 6 czy 7 zlepionych ze sobą dwumilimetrowych kawałków drewna? Ale bywa, że w dokumentach są błędy i wszystko się rozjeżdża. Wtedy trzeba myśleć jak konstruktor, który ją przygotował, wytropić niedociągnięcia i wyeliminować. – To trochę jak układanie puzzli – podsumowuje pan Witold.

Czasami pomagają mu uczniowie z Zespołu Szkół Samochodowych im. Stefana Roweckiego „Grota” z klasy o profilu lotniczym, którzy praktykują w warsztacie. Wszystkiemu przygląda się Gargamel – zadbany czarny kocur o błyszczącej sierści, przylepa i łasuch – każdego dnia pan Witold przynosi temu lotniskowemu strażnikowi kilka saszetek rarytasów na osłodę hangarowego życia. (mf)
 

Pan Witold przechadza się z kotem Gargamelem po hangarze szybowce w samoloty w hangarze samoloty i szybowce w hangarze